blank

Specjalna trasa Tour de Pologne. “Chcemy pokazać całemu światu”

– Jedziemy blisko granicy, w Chełmie, Zamościu, Przemyślu. Zastanawialiśmy się długo nad określeniem trasy, ale po dogłębnej analizie zdecydowaliśmy się jej nie zmieniać. Chcemy by Tour de Pologne pokazał na świecie, że w Polsce jest bezpiecznie, że można do Polski przyjeżdżać – mówi Sport.pl Czesław Lang, dyrektor największego polskiego wyścigu. 

Tegoroczny Tour de Pologne, który rozpocznie się 30 lipca w Kielcach, a zakończy 5 sierpnia w Krakowie, znacząco zmienił swoją trasę w porównaniu do poprzednich edycji. Zabraknie tradycyjnego etapu do Katowic i “królewskiego” odcinka wokół Bukowiny Tatrzańskiej, bo jeszcze w ubiegłym roku postanowiono i ogłoszono, że trasa wyścigu przesunięta zostanie na wschód. Po wybuchu wojny w Ukrainie zastanawiano się, czy ją zmieniać. Po długich analizach zdecydowano, że wyścig odbędzie się w zaplanowanej formie, pod hasłem “Wyścig dla pokoju”. Dyrektor wyścigu Czesław Lang w rozmowie ze Sport.pl podkreśla, że słyszał wiele próśb z zainteresowanych miast, by peleton pojechał wzdłuż wschodniej granicy i pokazał, że w Polsce nadal jest bezpiecznie i że warto odwiedzić te regiony.

Karol Górka: W ostatnich latach Tour de Pologne napotykał wiele trudności. Co w tym roku było najtrudniejsze pod kątem organizacji wyścigu?

Czesław Lang: W ostatnich latach, z powodu pandemii, nie wiedzieliśmy, czy wyścig będzie w ogóle organizowany. Wszystko przecież stanęło, był wielki problem niemal w każdym aspekcie życia, z biznesem, z przemysłem. Cieszę się, że my jako pierwsi z cyklu World Tour zrobiliśmy wyścig w nowej formule, tworząc standardy – maseczki, bańki itd. Nie było to łatwe, ale daliśmy radę jako Polacy.

Ten rok też nie jest łatwy z powodu wojny w Ukrainie. Jedziemy blisko granicy, w Chełmie, Zamościu, Przemyślu. Przy tej współpracy też było wiele utrudnień. Ale i finansowo w tym roku jest dużo trudniej, bo musimy inaczej przeznaczać pieniądze.

Czy w tym roku było możliwe spięcie zaplanowanego wcześniej budżetu?

– Nie było to łatwe. Dlatego w tym roku szukaliśmy pewnych oszczędności. Na szczęście mamy takich sponsorów i partnerów, że udało się spiąć tegoroczny budżet. Nie szalejemy, ale staramy się zachowywać “po gospodarsku”. Porównując obrazowo Tour de Pologne do innych wyścigów: bierzemy udział w wyścigu Formuły 1 na Monzie. Są wyszykowane bolidy – Ferrari, Mercedes i inne. A my jedziemy Fiatem czy Syrenką, i trzymamy się na równi z nimi. Niczym nie odbiegamy od Tour de France czy Giro d’Italia, jeśli chodzi o organizację. Myślę, że bezpieczeństwo mamy na jeszcze wyższym poziomie niż wielkie toury. Mamy o wiele lepsze hotele, mamy o wiele lepszą gościnność, choć to wynika też z innej formy wyścigu.

blank

Nie było obaw o poprowadzenie trasy wzdłuż wschodniej granicy? Czy hasło “Wyścig dla pokoju” sprawiło, że wyścig po prostu musiał tam pojechać?

– Zastanawialiśmy się długo nad określeniem trasy, czy nie za blisko granicy, ale po dogłębnej analizie zdecydowaliśmy się jej nie zmieniać. Rozmawialiśmy szczególnie z włodarzami miast i województw, którzy wręcz prosili, by wyścig się u nich odbył, by ludziom pokazać taką normalność, że wszystko dzieje się dobrze i by dać trochę dobrej energii. Także dlatego, by Tour de Pologne pokazał na świecie, że w Polsce jest bezpiecznie, że można do Polski przyjeżdżać. Turystyka w tych regionach bardzo spadła, ludzie się wystraszyli, a wyścig jest tak zorganizowany, by każdy etap pokazywać niemal od startu do mety. Mamy transmisję, która trafia do ponad 100 państw na całym świecie. Tour de Pologne ma zawsze dwie misje – oprócz emocji sportowych i wyszukiwania nowych gwiazd, także promowanie Polski poprzez sport, pokazując to, co najpiękniejsze.

W tym roku wyścig przebiega po zupełnie innej trasie. Nie ma Śląska, zniknął “królewski” etap wokół Bukowiny Tatrzańskiej. Z czego to wynika?

– Szukamy takich miejsc w Polsce, które można pokazać na całym świecie. Bardzo marzyłem o Bieszczadach. W 1980 roku tam wygrywałem Tour de Pologne, w roku igrzysk olimpijskich. W Przemyślu założyłem koszulkę lidera, na Małej Pętli Bieszczadzkiej zdobyłem przewagę i zostałem zwycięzcą. Raz, że to sentyment, ale ja sam uwielbiam wschodnią Polskę, skąd są moje rodzinne korzenie. To, co zawsze nas blokowało, to zły stan dróg, brak hoteli. Nie mogliśmy tam wjechać. Ale Polska się zmienia, w Bieszczadach zostały wyremontowane drogi. Powstaje tam prawdziwa “perełka”. W związku z tym stworzyły się takie warunki, by pokazać tamtą część Polski. Wszyscy byli zauroczeni – piękne góry, piękne trasy, piękni ludzie.

Chcemy pokazać kolejno województwa świętokrzyskie, potem lubelskie, podkarpackie i małopolskie. Ludzie tam doceniają, że wyścig się u nich odbędzie. Tak, jak podczas imprezy Tour de Lubelskie. Pierwszego dnia było tam ponad 200 uczestników, następnego dnia blisko 400. Widać u nich wielką radość, czuje się, że dla tych ludzi to prawdziwe święto. To największa radość dla mnie jako organizatora, ale także dla sportowca. Bo wygrywałem nie tylko dla siebie, ale wiedziałem zawsze, że miliony ludzi czekają na mój medal olimpijski. I że muszę im dać tę radość. Jako organizator też chcę dać im tę radość.

Co wyjątkowego ma w sobie Lubelszczyzna? Gdy rozmawialiśmy w ubiegłym roku, było widać, że jest pan zauroczony tym miejscem.

– Przede wszystkim spontaniczność i otwartość ludzi. Zrobiliśmy coś dla nich, a oni bardzo się z tego cieszyli i byli bardzo wdzięczni. Są także zgłodniali takich dużych imprez. Te duże imprezy uciekały do takich miast jak Warszawa, Trójmiasto czy Wrocław, a patrząc na rangę imprezy, Tour de Pologne jest numerem 1 pod kątem promocji Polski. Nie wiadomo, ile meczów by się zagrało, to nadal jest tylko jeden stadion. Tu jedziemy z wyścigiem i pokazujemy całe miasta. To niewiarygodna moc i siła. I ogromne możliwości pokazania Polski. Ludzie tam bardzo sobie cenią, że najlepsi kolarze do nich przyjeżdżają, amatorzy mogą ścigać się w Arłamowie.

blank

Jakie są pomysły dotyczące trasy na kolejne lata? W którą stronę może wybrać się Tour de Pologne?

– Skoro był wschód, to może być i zachód. Nie mogę za dużo powiedzieć, żeby nie spalić tematów. Na pewno, jeśli chodzi o dobre ściganie, na trasie muszą pojawić się góry, czy to Bieszczady, Tatry, Beskidy czy Karkonosze. Optymalnie byłoby zrobić wyścig wschód-zachód i wszystko poprowadzić po górach. Potrzebne byłyby tylko miejscowości, które chcą przyjąć wyścig. Ale nie wszyscy są zainteresowani organizacją. Nie możemy jednak zapominać, że mamy też piękne Pomorze. Fajnie byłoby pojechać na północ Polski i później zjeżdżać w dół mapy.

Będziemy co roku szukać nowych miejsc. Wcale nie jest powiedziane, że co roku będziemy jeździć po wschodniej ścianie Polski. W przyszłym roku jest jubileusz i będziemy szukać nowej trasy. Mam już jej koncepcję w głowie. Jeśli w jednym miejscu robi się coś za długo, ludziom zaczyna się to nudzić i muszą znów za tym zatęsknić, by znów chcieli to poczuć. W Bukowinie Tatrzańskiej górale zaczęli narzekać, że “znów ci kolarze”, ale gdy Tour de Pologne Amatorów przyjeżdżał do nich, to przyjeżdżało kilka tysięcy osób – kolarze, rodziny, znajomi. Turystyka się rozkręcała. I to jest impreza, która także niesie za sobą wartości ekonomiczne. Będziemy szukali różnych rozwiązań.

W tym roku nie brakuje mocnych nazwisk. Z polskiego punktu widzenia kluczowy jest start Michała Kwiatkowskiego. Długo nie startował, ale wygląda na to, że może w tym roku powalczyć o dobry wynik.

– Trzymam za niego mocno kciuki. Nie chcę wzbudzać wielkich nadziei, póki on sam tego nie zrobi. Jest na liście startowej, obok Carapaza. Ineos wystawił silny skład. Wiemy, że gdy Michał startuje w Polsce, to po to, żeby wygrać. Zawsze walczy, bo daje nam mnóstwo radości. Trzymam kciuki, by wreszcie spełnił swoje marzenie.

Co roku na Tour de Pologne przyjeżdża mnóstwo dzieci, by wziąć udział w Tour de Pologne Junior. Jakiej liczby spodziewacie się w tym roku?

– Były już takie lata, przed koronawirusem, że w siedmiu etapach startowało blisko 3000 dzieciaków. Pandemia sprawiła, że startują głównie kluby, profesjonalnie przygotowane. Robimy limit 250 miejsc na każdy z czterech etapów, więc wystartuje maksimum 1000 dzieci. Myślę, że to jest najlepsza forma przygotowania do sportu. Sam, gdy miałem 13 lat, wystartowałem w swoim pierwszym Wyścigu Pokoju, na “damce” mojej mamy. I pokochałem kolarstwo. Widzę, że tak samo dzieje się tutaj. Dzieciaki przygotowują się do startu. Cieszą się, gdy przyjadą, dostaną gadżety, koszulkę Orlen Tour de Pologne Junior, bidony. Stają na tym samym podium co kolarze zawodowi. Kończą swój wyścig i mogą z bliska obserwować, jak ścigają się zawodowcy. To buduje taką chęć do ścigania, gdy dzieciaki połkną “bakcyla”, tworzą się marzenia.

źródło: sport.pl/ Karol Górka